Marcin wspominał o wyjeździe do Norwegii już od dłuższego czasu. Początkowo planował wyjechać w 4 osoby samochodem, podając się za ekipę remontową. Ja planowałem pracę w banku w Polsce. Plany mają jednak to do siebie, że lubią się zmieniać. Jako pierwszy wycofał się jedyny posiadacz prawa jazdy i samochodu. W między czasie mi odmówili praktyki w banku z powodu „braku podpisu na ubezpieczeniu”. Marcin zaproponował mi wyjazd, zaznaczając od razu, że „nie będą to rurki z kremem”, ale też, „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Zdecydowałem się szybko, – co albo świadczyło o mojej pewności siebie, albo o desperacji, połączonej z głupotą. Sprzedałem złoto i zacząłem kompletować sprzęt – plecak, śpiwór, menażka, kocher, scyzoryk, etc. W końcowym etapie przygotowań, koszty zaczęły rosnąć w postępie geometrycznym, co zaczęło napawać mnie przerażeniem.
Według pierwszych założeń mieliśmy wyjechać w ostatnim tygodniu czerwca. Z powodu nieskompletowania sprzętu z Allegro musieliśmy jednak poczekać do 5go lipca. W niedzielę około godzinie 13 wyszedłem z domu udając się do najbliższego czynnego salonu Ery aktywować roaming (nie mogłem tego zrobić automatycznie, ponieważ przeszedłem na abonament). Z 20kg bagażem na plecach i 10cioma kg wałówki udałem się po Marcina, do mieszkania jego dziewczyny. Marcin, jak zwykle zresztą, nie był jeszcze przygotowany do wyjazdu i jeszcze się pakował (2 godziny szukał scyzoryka). Zrobiło się późno, więc odłożyliśmy wyjazd do rana – właściwie to i lepiej – w niedziele zachodziła możliwość, że ruch nie będzie wielki. Żeby nie wracać niepotrzebnie przez pół miasta i zbierać się wcześnie rano, zostałem u kolegi na noc (ostania noc w normalnym łóżku na długi okres czasu). Właściwie wyjechaliśmy rano. O 16 po południu przełaziłem przez barierkę na autostradzie A4 kilkaset metrów za węzłem Bielany z kartką z napisem Olszyna w ręku. Wcześniej dokonaliśmy ostatnich zakupów, wymiany waluty i zjedliśmy ostatni ciepły posiłek – hot doga z IKEI. Pierwszego lifta złapaliśmy po 15stu minutach. Facet z Wrocławia jechał do Hanoweru w celach biznesowych. Po 2óch godzinach poprosiliśmy go, aby wysadził nas na stacji benzynowej w Michendorf kilka kilometrów na południe od Poczdamu. Był to nasz pierwszy błąd – zamiast jechać dalej w kierunku zachodnim, zatrzymaliśmy się na stacji, z której 99% ruchu kierowało się albo na zachód, albo na południe. Nikt nie jechał w kierunku północnym, na Hamburg. Ponieważ nie umieliśmy nikogo złapać, rozbiliśmy pierwszy obóz na stacji benzynowej, licząc, że rano będzie lepiej.